wtorek, 21 lipca 2015

KP

Witam, oto moja Karta postaci na opo z Toulen XD

***
Libero
(Catherine Leto)

Urodziny: 03.06
Płeć: Kobieta
Wiek: 26 lat
Wzrost: 166m
Waga: 58kg
Orientacja: Biseksualna
Rasa: Sukkub

WYGLĄD:
Catherine jest szczupłą kobietą, o lekko zaokrąglonej talii. Spod długich rzęs spoglądają dzikie, błękitne oczy. Ma krótkie, sięgające ramion, ryże włosy, które na co dzień spina wysoki kuc. Wiele niesfornych kosmyków opada na jej czoło, tworząc naturalną, niesforną, jednak nie niedbałą, fryzurę. Jej ubiór łączy praktyczność i estetykę. Strój musi być wygodny (ze względu na aktywne...hobby?), lecz nie niechlujny. Najczęściej można ją zobaczyć w czarnym prostym topie i niebieskich, luźnych, bawełnianych rurkach, swobodnie trzepoczących na wietrze. W jej wizerunku uwagę przykuwają pomarańczowe rękawiczki bez palców, pasujące do koloru włosów. Zakrywają one blizny znajdujące się na środku obu dłoni. Mimo iż Cath jest szczupła, nie ma typowej sylwetki kobiety. Skóra pokazuje lekki zarys mięśni. Kobieta nie wygląda, ale jest bardzo wytrzymała i szybka. Można również powiedzieć, że ma "krzepę". Leto nie jest wybitnie piękna, jednak ma ciekawą urodę i wykorzystuje umiejętności swojej rasy, co sprawia że mężczyźni są na każde jej zawołanie. Mimo tego nie wiąże się z nikim na długo.  Zgrabny, lekko zadarty nosek, pełne krwiste usta oraz delikatne rysy twarzy. Dziewczyna porusza się z gracją, godną arystokratki, jednak jej kroki stawiane są pewnie i stabilnie.

CHARAKTER:
Gdyby kobieta nie miała takiego startu w życie, z pewnością określaliby ją mianem kobiety sukcesu. Jest pewna siebie, stanowcza, pełna dźwięku i zna swoją wartość. Szczerość jest jej drugim imieniem, jednak nie ma problemu z kłamaniem. Jak to się mówi "Cel uświęca środki.".Jej zimne, beznamiętne spojrzenie bardzo ułatwia w tej kwestii sprawę. Nie wiele jest osób, które potrafią wyłapać u niej zmianę nastroju lub nieprawdę. Catherine jest sarkastyczna, co w połączeniu z bezkompromisowym tonem nie daje jej przychylności posiadania wielu przyjaciół. Jest typem samotnika. W tłumie zwyczajnie się gubi. Woli samotność, ciszę i spokój.

HISTORIA
Wychowywała się w patologicznej rodzinie. W końcu jej matką był sukkub, który związał się z człowiekiem. Pomimo swoich najszczerszych chęci nie potrafiła zachować wierności. Zaciągała do sypialni kolejne ofiary, aby zaspokoić swój głód. Ojciec z początku przymykał na to oko, ale w końcu tego nie wytrzymał. Zaczął pić i uzależnił się. Nigdy nie dotknął Catherine, w przeciwieństwie do jej brata, jednakże ciął słowami jej, wrażliwą tego czasu, duszę. Brat dziewczyny, Jared, był zwyczajnym sadystą i materialistą. Pewnego razu założył się z kolegami z "paczki" o pensa, za to, że ją okaleczy. Na wspólnym ognisku włożył jej ręce do gorącego żaru i trzymał przez bardzo długi czas. Jako, że odziedziczył więcej cech sukkuba  po matce, był silniejszy i Libero nie potrafiła się wyrwać, dziewczynka wiła się i krzyczała, podczas gdy towarzystwo gwizdało i biło brawo. Wrzaski przykuły uwagę ojca, który natychmiast przybiegł do syna i pod wpływem furii i alkoholu zaczął okładać go pięściami i kopniakami. "Przyjaciele Jareda uciekli, a do patrzącej się tępo na zdarzenie Cath dotarł krzyk matki, rzucającej się w obronie brata. Sama tylko obserwowała. Patrzyła na katowanego chłopaka i zacisnęła dłonie. Przez jej głowę przeleciały wspomnienia wszystkich gwałtów i kar cielesnych, jakie na niej stosował. Kiedy usłyszała zrozpaczony szloch matki momentalnie się ocknęła.
-Co ty zrobiłeś?!?
Młodzieniec leżał sztywno, z jego otwartej  buzi sączyła się krew, a oczy ozdobił nieobecny wyraz. Libero podeszła do brata, klaszcząc w bolące, poparzone dłonie z lekkim uśmiechem na twarzy. Rzuciła w stronę jego ciała pensa i ruszyła przed siebie, nie oglądając się. Wybierając życie bez dachu nad głową.
Nie będziesz za nimi tęsknić - powiedział wewnętrzny głos.

Zdawało się, że poszła w nieznane bez żadnych celów, obietnic czy zapewnień, lecz pewnego dnia spotkała dilera narkotyków i rozpoznała w nim jednego z widzów jej okaleczania. Postanowiła wymierzać sprawiedliwość na własną rękę, jednak nie zabijając, a rujnując im życie. Zaczęła się uczyć sztuk walki, szybkim poruszaniu się po miastach oraz ucieczkach.

PROFESJA:
Superbohater XD(ok żartuję)
Na co dzień zajmuje się swoim sklepem z naparami i ziołami.

UMIEJĘTNOŚCI:
*parkour,
*posługiwanie się bronią białą,
*znajomość wielu języków,
*potrafi zrobić lecznicze zioła/maści/napary praktycznie na każdą chorobę
*zna podstawy karate, tai-chi oraz taekwondo

WADY:
Jest wyalienowana z własnej woli (nie lubi towarzystwa), Nie jest miła. Lubie patrzeć na cierpienie innych.

CIEKAWOSTKI:
*przepięknie śpiewa, ale jest to jej tajemnicą,
*mało kto zna jej imię i nazwisko, wszystkim przedstawia się jako Libero, co oznacza wolność,
*Libero zawiera trzy sylaby i sześć liter - co łączy się z jej datą urodzin ( 03.06)
*czasem mówi do siebie
*ma łuk, potrafi świetnie z niego strzelać, ale go nie używa, ponieważ twierdzi, że jest staroświecki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec. Jak wam się podoba postać?c:
~Kaju

poniedziałek, 18 maja 2015

Pandemonium w klinice "Fiasko" cz.4

Wybaczcie, za tak długą zwłokę, ale jestem leniwą dupą ;-;
-----------------------------------------------------
Ok. Ja wiem, że w szpitalu karmią prochami, ale teraz to przesadzili! Muszą być cholernie mocne, skoro mam halucynacje. Sprostuję, jakby wcześniej było krzywo hyhyhy, przede mną stoją cztery, TAK CZTERY, lachony. To znaczy męskony…. czy coś. Szczerzyłam się jak głupia, czyli jak zwykle, wymachując przed sobą ręką, aby dotknąć moich marzeń. Nawet dotyk kurtki jednego, ale jakiego!, bruneta wydawał się zadziwiająco prawdziwy. 
-Emm… przeraszam. Możesz mnie puścić? –Uuuuu to zmyśleni faceci potrafią mówić!
-Yhyhyhyhyh… - zaśmiałam się „zmysłowo”. Nope, no chyba nie. Do mojego- MOJEGO-cudownego bruneta podszedł powoli drugi Apollo. Chłopak miał białe włosy, tak białe >.<, a oczy wyglądały, jak prywatny ocean, zamknięty w małej, szklanej kulce. Ah, poetą być… mój Kaneki, bo tak go sobie ochrzciłam – w końcu to moja wyobraźnia, nie dam!- odciągnął bruneta ode mnie mówiąc:
-Szymon, wydaje mi się, że pomyliliśmy salę… to chyba zakład psyh…- drzwi Sali otworzyły się z impetem uderzając o ścianę. Osoba, która stanęła w progu właśnie szykowała się, aby zepsuć moją sielankę.
-Karoooo!!!! Ktoś nam się włamał do… -blondyn gapił się jak ciele w malowane wrota, otwierając  i zamykając na zmianę usta. Nie no, nie wierzę!  Co on się w Gdzie jest Nemo bawi?
-Witaj, Nieznajomy. Kazali naszej czwórce wprowadzić się do tego pomieszczenia, na czas bliżej nieokreślony. –odparł chłopak-zebra. Dlaczego zebra? A no może dlatego, że nią był? Nie osądzajcie! Zebry też mają uczucia! W dodatku jego włosy były koloru czarnobiałego… poważnie! Jakieś pasemka, czy coś… a Marcin nadal stał w drzwiach, jakby bał się, że robiąc krok, wypłoszy ich z pokoju. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było heheeheheh.
-Eh… Nikodem, nie tak oficjalnie, co? – odparł rudy. Ale nie taki stereotypowy (znowu te moje bogate słownictwo!) rudy. Ta marchewa nie miała krzywych zębów, pryszczatej mordy i wielkiej maszyny ku mulującej w okolicy żołądka, o nie! Wszystko było na odwrót. Pryszczaty bęben, krzywa morda i okrągłe zęby, taaaak. Wait, what?!? Nie! Ten rudzielec miał prościutkie siekacze (siekacze hehehh, siekają hehehehh, rozkmina życia), przystojną twarz i był grubości patyka. Czyli na tłuszczyk nie ma co liczyć… zaraz, co?
 Marcinowi zapaliły się ogniki w oczach. Oho! Zaraz się zacznie!
-Nikooooś! Jaki słodki! – blondyn rzucił się na szyję pasiastego i zaczął kleić do niego jak g… guma do buta.
-Zaprzestań swoich destrukcyjnych działań, żółta, włochata kulko włosów! –gdyby nie ton, napastnik nawet by nie zrozumiał, ale barwa głosu powiedziała mu, że ma strzelić teatralnego focha. Już miał odpyskować, ale rudzielec nie dał mu dojść do słowa. –Wybacz kolego, Nikodem jest tsundere.
-Słucham?!? – oburzyła się zebra. A Marcin znów zafascynowany rzucił się na niego, lecz ofiara zrobiła unik i blondyn wykonał zabawny Harlemshake, próbując złapać równowagę. Szymon, nie chcąc zostać stratowanym zrobił szybki krok w bok, depcząc przypadkiem Kanekiego, który wydarł się na całe gardło (serio, tylko stanął mu na stopę, przecież to nic w porównaniu z wyrywanymi palcami…Lol) i popchnął rudzielca. Ten z kolei szukał pomocy u swojego tsundere i złapał się w locie, co mu w ręce wpadło. Pech (tylko dla niektórych hyhyyhyhy*rape face*) chciał, że były to spodnie zebry. Rudy, stał zdębiały i patrzył na swoje dzieło i zanim do wszystkich (zwłaszcza do niego) doszło to, co się stało, Nikodem spalił buraka i wyszedł zażenowany z sali.  Marchewka wybiegł za nim i dało się usłyszeć :
-Nikodem! Czekaj, proszę!
-Błagam, Pawle! Teraz mi wyznasz miłość jak w jakiejś taniej, brazylijskiej noweli, czy niskobudżetowym yaoi…! – prychnął wściekle.
-Nie. Ja nie o tym… co?
- Trafiłem, wiedziałem. –westchnął cierpiętniczo(nie mylić z bolącymi piętami! Taki tam sucharek hyhyhyh)
-Co..? Nie, chodzi o to, że ty..że ty…
-No wyznaj to wreszcie i miejmy to z głowy!
-Nie założyłeś spodni… Nadal leżą na środku Sali… - w tym momencie (DOPIERO!) Marcin zorientował się, że widzi czyjeś gatki na ziemi, krzyknął jak głuszec i odsunął od „potwora”. Serio, ale z niego ciota. Rudy wszedł, a raczej przywlókł się, do pokoju śmiejąc jakby usłyszał kawał roku od Stasburgera, a za nim chował się wyższy (jak przystało na tsundere) Nikodem. Słysząc jak marchewa ma z niego polewkę, uderzył go w plecy(chyba mocniej, niż zamierzał), a ten potknął się i doznał bliskiego kontaktu z podłogą. Marcin zawołał, podbiegając do poszkodowanego, jak David Haselhoff w słonecznym patrolu.

-Nie umieraj! Hemoroidy się leczy!
------------------------------
dziękuję KAJU

poniedziałek, 4 maja 2015

TROCHĘ O MNIE...

 Także tego...
 moje "Pandemonium" jest w trakcie korekty, więc jeżeli ktokolwiek to czyta, będzie miał kontynuacje (oby) w przyszłym tygodniu.
 A teraz trochę o mnie (wolałam coś dodać o sobie, bo nie chcę żebyście mieli mnie za totalnego idiotę :D). Uwielbiam jazdę konną, raczej już mi się nie odechce chodzić na jazdy... pomińmy fakt, że chodzę dopiero od pół roku xD i miałam jakieś 8 upadków C:
  Bardzo lubię pływać - jak już wejdę do jakiegoś jeziorka, nie ma siły żeby mnie stamtąd wyciągnąć. Minimalny czas poświęcony na pływanie to 2 godziny (bez wychodzenia na suchy ląd), ale to nie znaczy, że pływam ekstremalnie szybko, albo dobrze.
 I jeszcze ANGIELSKI! Kocham, ale nie umiem ^^ na prawdę muszę go bardzo podszkolić, jeżeli chodzi o gramatykę, ale ostatnimi czasy intensywnie myślę o lingwistyce...ale ciii, to jeszcze tajemnica.
 Oczywiście lubię niektóre anime (ale głównie ze Studia Ghibli i gore, -wyjątkiem jest KnB). Bardziej wolę mangi... ale nie o tym. Każdy, szanujący się człowiek, czytający mangi/ oglądający anime (czyt. Otaku) próbował kiedyś rysować. Co za tym idzie, ja również. Także tego, postanowiłam wysłać kilka (dosłownie kilka) znośnych prac. Jednak nie są nijak związane z anime - przynajmniej te. Wybaczcie, mam życie...jeszcze nolifem nie jestem :D
 Tak więc macie, obrażajcie, chwalcie, omijajcie z westchnieniem : ech...słabe; etc.etc.


                                                Jestem też na biol-chemie (wcale nie widać)...


      żebra wymagają sporej poprawki, ale wiecie jak to jest...zwyczajnie się człowiekowi nie chce :D

tak wiem....to nie jest dzieło życia, ale kocham tego królika xD


no i na koniec (trochę błysnął we fleszu), wcale nie widać, że lubię konie

Oprócz tego wszystkiego kocham pisać, najbardziej jakieś wewnętrzne przemyślenia psychopatów, morderców, lub ofiar :3
 To ten... flaki w górę! 
~~KA JU

sobota, 4 kwietnia 2015

Pandemonium w klinice "Fiasko" CZ.3

Uwaga, zawiera mały spoiler KnB3 i Akame ga Kill (tu duży)
_____________________________________________________

Kiedy wstawałam o mały włos nie dostałam palpitacji serca. Cudem uszłam z życiem! Drastycznie blisko mojej twarzy znalazł się Marcin, wpatrując się uważnie, jakby zobaczył na mojej niej uosobienie najświętszej panienki…  Ok, ja wiem, że jestem super, ale bez przesady!
-Co robisz idioto? –warknęłam na niego. No przepraszam, ale chyba zna takie pojęcie ja „przestrzeń osobista”, prawda?
-Idioto? No wiesz co?! –zmierzyłam go wzrokiem. Ten koleś się przebrał… znowu. Tym razem założył strasznie ciasne, oczojeb… rażące oczy, żółte rurki i zieloną, workowatą koszulkę z, o Zeusie, niebieskim mopsem. Nie ogarniesz, nawet nie próbuj Karo! Nie narażaj mózgu na tak wielki wysiłek. Jeszcze ci się uda. Lepiej nie ryzykować.
-Wybacz idiota to złe określenie- co robisz cioto? –zrobił minę smutnego psiaka.
-Karo! Jesteś najgorsza! –skwitował, odwrócił się na pięcie i dodał stojąc do mnie plecami –A ja ci tylko chciałem powiedzieć, że ci dzwonił telefon. –nadął policzki kontynuując –Ale teraz już ci nie powiem!
„Już to zrobiłeś człowieku mający różową piankę zamiast mózgu” pomyślałam. Odruchowo zerknęłam na szafkę, na szczęście urządzenie było na miejscu. Uff ten dziwak go nie zabrał. Kto wie co takiemu w głowie siedzi? (Oprócz różowej, radioaktywnej pianki)Zaraz, zaraz…Coś było nie tak! Blondyn poruszał ramionami, tłumiąc śmiech. Jerunie, Chryste, n Teutatesa i Kłapouchego! Ja mu oczy wydłubię!
-Co żeś zrobił? Odebrałeś?!? –jego mina była potwierdzeniem moich słów, więc rzuciłam w niego tym co miałam pod ręką. Pech chciał, że była to akurat kula… trudno, jakoś potem po nią wstanę.
-ŁAAA! Nie bij, wytłumacz! –widząc mój wzrok i gest wróżący ciskanie kolejnymi przedmiotami, wystawił mi język i wybiegł na korytarz drąc się w niebogłosy, trzaskając przy tym drzwiami. Kretyn… Boże z kim ja żyję? Właśnie. Telefon! Spojrzałam w nadziei na ekran i westchnęłam. Oczywiście! Ja tu leżę narażona na przebywanie z debilami i gejami, a ta nawet nie zadzwoni, nie napisze… Ech, a jak babcia mówiła, żeby wybierać mądrze przyjaciół to byłam zajęta grzebaniem w pieluchie… pielusze? Pieluszce? Nie ważne. Ważne, kto dzwonił i rozmawiał z Marcinem. O! Nati! Chciałam zadzwonić, ale przeczytałam od niej wiadomość. Słotki Jezu… a może słodki? Łorewa! Inglisz górą, polski zostawię moherom.
                                                           29/03/2015, 12:46
                                            Od: Niewiarygodny kobra „N”
              Uuuu! To powodzenia ;) życzę szczęścia Karo <3 Wracaj szybko… chociaż nie, lepiej nie                                                             rozstawajcie się ;D
      
Zaraz, co?!? Co ten głąb jej nagadał? Szybko wzięłam się za odpisanie. „Czekaj, co ten głupek ci nagadał? Wziął mój telefon i zaczął gadać jakieś dyrdymały!” Szybko otrzymałam odpowiedź:
                                                           29/03/2015, 12:52
                                          Od:Niewiarygodny kobra „N”
                         Jaaaasne, winny się tłumaczy! ;P Już się tak nie wstydź i przyznaj!

 To chyba jakieś żarty… ale Nati się przynajmniej mną zainteresowała, nie to co Kaju! Co zrobisz? Nic nie zrobisz. Dałam za wygraną i odłożyłam urządzenie. Jednak od razu jak to zrobiłam zadzwonił. Co ja jestem, jakiś posraniec szczęścia? Spojrzałam na ekran sceptycznie (wow znowu jakieś trudniejsze słowo) Normalnie Karo na erudytę(i kolejne!)!
-Karo? Sorki, że dzwonię tak wcześnie…
-Jest 13:00 Kaju.
-No właśnie mówię, że wcześnie. Jak tam w szpitalu? –łał, pamiętała! Cud się stał, róbcie zdjęcia, piszcie artykuły.
-Ogólnie to dobrze, jeszcze nie miałam… -przerwała mi, bezczel jeden.
-Super! To ci coś powiem na pocieszenie. W trzecim sezonie Kise ma kontuzje. Trochę jak z tobą nie? Biedaczeeek! Nie ty, on.
-Deklu nie spoileruj! Czy ja ci mówię, że w Akame ga Kill Tatsumi umrze?
-Nie? –spytała nie pewnie.
-No właśnie.
-Czekaj! Jak mogłaś? Ejjj on nie może umrzeć! – ta to ma zapłon…dalej już słyszałam tylko smarkanie i biadolenie.
-Możesz mi chociaż nie jęczeć w słuchawkę? Sama zaczęłaś!
-No co ty, jak jęczeć to tylko do ciebie! – krzyknęła entuzjastycznie, po czym dało się słyszeć charakterystyczne ‘pac’i zaraz po tym ‘auć’ zapewne świadczące o tym, że po drugiej stronie słuchawki miał miejsce efektywny facepalm.
-Serio? – spytałam ubawiona jak dziecko bawiące się w kałuży błota.
-Nie! Na niby –sarknęła – To kiedy wracasz?
-Nie wiem, po operacji jeszcze mnie rehabilitacja czeka.
-Czego?! Mózgu? Nareszcie się za to wzięli. Ale wiesz im później, tym gorzej…
-Ha. Ha. Ha! Bardzo śmieszne, mądra się znalazła.
-Ja przynajmniej umiem się przyznać do mojego stylu i wdzięku.
-Do czego?!
-Moje głupoty. Czekaj idę obudzić tatę. – po chwili radosnego ‘’tup, tup’’ usłyszałam krzyk w stylu „Kurczaki z rożna!”, wrzaski ‘Aaaaaa!’ i głośne dźwięki ucieczki. Darła się jak gwałcona dziewica, potem zaczęła się śmiać i to by było na tyle z naszej rozmowie. Połączenie zostało przerwane. Co ja się z nią mam? Takich ludzi to się powinno zamykać w klatkach do Zoo, żeby nic sobie nie zrobili i przy okazji atrakcją byli. Ale rymuję hyhyhy. Czujecie to? W dodatku takie złotodajne pomysły za mnie wychodzą. Nic tylko prezesem firmy zostać!

 Nagle do pokoju wlazły trzy osoby. Wszystkie, o nie, miały walizki i wszyscy byli, o tak, przystojnymi facetami!
____________________________________________
Dzięki za cierpliwość i Wesołych Świąt! :3
~~KAJU

sobota, 28 marca 2015

Pandemonium w klinice "Fiasko" CZ.2

Rozdział II
   Dobra… jest źle. Nieznajomy facet w rażąco różowym(czytaj:pedalskim) podkoszulku odsłaniającym pół klaty rzuca się na mnie, próbując wyrwać mi z rąk telefon. Wait! Zapomniałam o dość istotnym fakcie-jest przystojny i ma jasne włosy. A więc to tak stracę dziewictwo? Mamusiu ja nie chcę tak umierać! Żegnaj księżycu,  żegnaj słońce. Nigdy cię nie lubiłam, bo przypalałeś moją mordę na czerwono bezduszny skurwielu!
  Broniłam się dzielnie wierzgając dziko rękami i nogami jakbym miała atak padaczki, albo chorowała na Parkinsona. Podziałało, ale powątpiewam, że powodem był jakikolwiek cios. Odsunął się raczej, bojąc o bliskie spotkanie z człowiekiem chorym na umyśle. Normalny się znalazł! Czekaj tylko niech tu przyjdzie Dr. Gej kochasiu! Jesteście chyba tej samej orientacji… co nie zmienia faktu, że są przystojni. Wróć! To homo. Gejom mówimy nie! Od kiedy stałam się tak mało tolerancyjna? A, odkąd wszystkie ciacha na dzielni nie zwracają uwagi na tak zniewalające kobitki jak ja, tylko na moich wymarzonych mężczyzn. Nie podoba mi się to. Bardziej od tego nie lubię chyba tylko niemieckiego. To zły język. *Sznela kurde! Wypad z mojej sali blondasie! Raus!
Jak na życzenie weszła piguła (czytaj: pielęgniarka), mój zbawiciel, tak przynajmniej myślałam dopóki się nie odezwała…
-Ty jesteś Karo, prawda? Marcin będzie tu przez dwa dni z tobą. Wybacz, ale w męskiej części  nie znalazłyśmy miejsca, żeby nawet dostawić łóżko.
  Łał! To jest coś. Zawsze podziwiałam, jak szpitale wciskają te wszystkie rzeczy, robiąc ogromny impas w pokoju i wmawiają, że dało by się jeszcze coś dostawić. Szpitale są jak damskie torebki… Szczerze jestem zdziwiona,  że nie udało im się tym razem. No to klops. Będę mieszkała z wyjątkowo dziwnym, wolącym chłopaków… Marcinem. No błagam, jak można tak zbezcześcić takie cudowne imię? Marcin to stuprocentowo heterowskie imię! Idź być pedo-Marcinem gdzie indziej! Chcąc nie chcąc przybrałam dobrą minę do złej gry i uśmiechnęłam się szeroko, chcąc wyglądać słodko. Nic a nic nie wyszło, miałam minę jak kot srający na puszczy. Trudno i ch… chata.
-No trudno, to nie problem! – łał wymyśliłam coś na poziomie! Sława, pieniądze i wielka kariera. No dalej, nie żałujcie pochwał. Kiedy kobieta wyszła na moje łóżko zwalił się, no dobra może to nie najlepsze słowo, położył się chłopak.
-Kurwa? –kulturalnie wraziłam swoje niezadowolenie. Dżizys krajst co za taboret…
-Oj no weź, przecież w tych budach wieje nudą na kilometr… nie musimy być sobie wrogami. Ze współpracy tylko plusy mogą wyniknąć, nie mam racji? – spojrzałam na niego, jak na kupę na dywanie, zrobioną przez psa patrzącego ze wzrokiem:” Mam dla ciebie prezent! Ukochaj mnie!”, ale blondyn dodał:
-Mam Uno! –więc siłą rzeczy pozwoliłam mu zalegać ze mną na łóżku. Graliśmy już jakiś czas, kiedy Marcinowi spadła karta pod szafkę. Schylił się, odsunął ją i wrzasnął:
-Matko bosko hiroszimsko! Pająk! – wskoczył z powrotem na mebel, robiąc mi małe trzęsienie ziemi, złapał mnie za ramiona i mocno nimi potrząsał.
-Kaaaaaaaaaaaaaaaarooooooooooooo! Tam jest pająk!
-Niebywałe…- sarknęłam.- Nie dało się nie słyszeć twojego krzyku.
-Zabij gooooo! Proszę, ja się go boję! – schował się pod kołdrę. Jakie zoo, no nie mogę… odkryłam lekko kołdrę.
-Wyłaź! Wyglądasz jak naleśnik.
-Ale wyjątkowo seksowny naleśnik! – poruszał śmiesznie brwiami. Co za idiota, nie powinno go tu być, chyba się spóźnił na wyprzedaż littlest pet shop i go tu przywiało…
-On się ciebie boi bardziej, niż ty jego!- jakie ze mnie mądrości życiowe płyną! Wszystko płynie, Patelnia rei! Czy jakoś tak. Czuję się jak jakiś arystokrata! Arystokrates, sory. Huehuehuehue.
-Ale on ma nóżki. Takie fuj! – chciałam zrobić efektownego face palma, czy pac w czółko jak kto woli, ale że jestem taką ofiarą, że wsadziłam sobie palec do oka. Nawet to mi nie wychodzi. Kupię dwumetrowy sznur, do celów własnych. A i jeszcze. Poleca ktoś jakiś fajny most w pobliżu Piekar? Pilnie!
-Karo? – spytał z nutką przejęcia w głosie. – Coś się stało? Płaczesz? Ty  też się boisz tych włochatych srajd? Pomyślałem, że…- no patrzcie! Legenda się sprawdziła, on jednak myśli!
-Wszystko ok. Idę go zabić – przybrałam zawziętą minę i ruszyłam powoli w stronę szafki. Usłyszałam za sobą, jakże budujący doping… O, ironio!
-KA-RO! KA.RO! Dasz radę! Zabij z zimną krwią! – ciężko mi było, bo ze złości aż kipiała, przez tego idiotę. Odsunęłam szafkę i wzięłam paskudę na ręce, po czy m wypuściłam przez okno. Kiedy wróciłam na miejsce Marcin najpierw rzucił mi się na szyję dziękując i wychwalając. Potem zaczął całować po dłoniach i nagle zamarł. Wyskoczył z łóżka, jakby pod jego tyłkiem wybuchł wulkan i zaczął wycierać dłońmi język i usta.
-Ten potwór był na tych dłoniach! Tych które całowałem. Boże, czemuż mnie tak ukarał? Zostałem spodlony! Już nigdy nie będę czysty! –biadolił tak dalej, jakby jago najlepszy przyjaciel zgwałcił go w krzakach. Rany co za koleś! Ja tylko przykryłam się kołderką (me gusta biczys!) i poszłam spać, kompletnie go olewając.

KONIEC ROZDZIAŁU II
______________________________________________

Ok, jest rozdział 2 end. Mam nadzieję, że wam się podobało
~kaju

Pandemonium w klinice "Fiasko"

Dobrze, nie jest to coś, czym można się chwalić, ale umysł jest dla słabych! (no i blog nie może żyć wyłącznie na jednym poście...) Tak więc zaczniemy od czegoś mało elokwentnego (nazywajmy rzeczy po imieniu: głupiego), dziwnego i dziecinnego. Same plusy! Ja to potrafię zachęcić czytelnika do lektury :D no to jedziemy!
________________________________________________

Rozdział I

    Kurde, znowu to samo… kiedy moje szczęście przestanie smażyć dupę na Kubańskim słońcu i do mnie wróci? Jak na razie nie śpieszy mu się z rzucaniem urlopu …  Ale spoko, jego honorowe miejsce zajął pech w postaci łamania sobie nóg, tłuczenia łokci i ucinaniu czymkolwiek w każdym możliwym miejscu. Niech żyją chodnikowi, ranni kombatanci!
 A tak mówiąc poważnie(ja w ogóle znam to słowo?)-właśnie siedzę sobie, czekając na operację rzepki w szpitalu, w Piekarach. Albo lepiej- w *Bąkowie! Heh, naprawdę, zaczynam się zastanawiać czy nie przenieść się na neurochirurgię… swoją drogą to nie byłby najlepszy pomysł. Jeszcze by mi jakieś jajo obcego wszczepili do łba, a jak bym się obudziła żerowało by  na moim mózgu (jakoś specjalnie by się nie najadło hyhyhyh), by na końcu zrobiło efektowne konfetti, wysadzając mi głowę. Boże co ja tworzę? Wyobraźnio staph!
 Gdy tak się tak nad faktem, że nie ma już dla mnie ratunku (dla głowy, nie nogi. Bo jak już biegać, to machając niekontrolowanie rękami z miną: tak mam downa i dobrze mi z tym zioooom! Zwyczajne, normalne truchtanie jest dla słabych! Jestem stworzona do wyższych celów! Zróbcie miejsce, bijcie pokłony oto ja, Karo, wasz pan i władca!) do pokoju weszło ciacho leżące w supermarketach na półce Exclusive, albo Vip –jak kto woli. A tak po polskiemu… do pomieszczenia wszedł bardzo, nie bardzo to zbyt mało wyrażające słowo, ogromnie przystojny mężczyzna. Młody!!!  Facet. Boy. Przede mną. Bądź mój! Zaraz, co? To ostatnie się wytnie. Sądząc po białym fartuszku i plakietce to lekarz. Ależ ja dzisiaj jestem błyskotliwa! Możecie bić brawo. Heheszky.
Wracając do tematu. Ja, Karo Jura , byłam teraz uważnie obserwowana przez ciemne, piwne oczy z taką dokładnością, że gdyby nie fakt, że na  plakietce widniał napis: Dr. Gej, pomyślałabym, że ma na mnie chrapkę… zawsze byłam rozchwytywana. Dziękuję, szóstka za skromność dla tej pani. Moment! Dlaczego niemiecka? Westchnęłam, zapominając przez chwilę o tym adonisie stojącym przede mną. Zmrużył te, niemalże hebanowe oczy i zapytał uprzejmie:
- Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku?
Już dawno nie… jakby było nie myślałabym o tym, że po reinkarnacji chcę zostać planktonem. No, ale cóż. Pozory trza zachować. Grzecznie więc odpowiedziałam mojemu Panu Gejowi (hyhy mam prywatnego geja):
- Yhym.
  Bardzo elokwentnie . Nic tylko sobie pogratulować. Gratuluję Karo. Dziękuję Karo. No to teraz już tylko z górki, zaraz sobie pójdzie! A przynajmniej tak myślałam, ale pan Gej jął zgrywać bardzo gorliwą osobę (choć ja bym powiedziała, że odważną) i postanowił kontynuować ze mną (?) dialog.
- Nie boisz się? –kiedy pokręciłam przecząco głową dodał- I dobrze, bo nie ma czego. Jesteś w dobrych rękach! – pobazgrał coś chwilę w karcie, wyszedł, puszczając mi przed tym oczko. Prawie się nie rozpłynęłam. Poczułam się jak… jak… Jak czekolada zostawiona na trzydziesto stopniowym słońcu. Kurde, ja chyba poetą zostanę. Jak Sienkiewicz. Albo Mickiewicz. Nie wiem zawsze mi się myliło, który pisał wiersze, a który jarał się mieczami polskiej husarii… metalowymi! Bez skojarzeń zboczuchy! Nie ważne. Teraz istotne jest to, że dobra dupa na dziewiątej puściła do mnie oczko! Przynieście jakiś kwiatek to go podleje moimi tęczowymi płynami ustrojowymi (czytaj: Jestem z tego powodu bardzo podekscytowana i szczęśliwa). Z moich marzeń(nie pytajcie jakich, to już zostawiamy tylko mi) wyprowadził mnie dźwięk otwierających się drzwi i już byłam gotowa spiorunować wchodzącą osobę gdyby nie fakt, że stanął w nich blondyn o zielonych oczach. Mój wymarzony książę z bajki. Mój cudowny Prince-sama! Mój Lolek, dla którego jestem Bolkiem. Pasuje do mnie jak słońce do Ikara! Stop (**teraz węgorz...), co? Coś chyba pomieszałam… Dobra Yolo! Zagaję do niego! Tak go poderwę, że spali buraka! Będzie grill? Czekaj, co? Jeszcze raz-tak go poderwę, że się zawstydzi! O tak, do odważnych świat należy.
-Ym… szukasz kogoś? – no pięknie! Już jest mój. Na bank jego nogi są teraz jak z waty.
-W sumie to nie, będę tu leżał na oddziale. – rzucił spokojnie i zaczął rozbierać kurtkę. Oł jea! Mówiłam, że na mnie poleci? Ale żeby aż tak? Niezła jestem w te klocki.
-LEGO!- moment, co? Chłopak spojrzał na mnie z miną, wyrażającą klasyczne WTF i powiesił kurtkę na wieszak. Nie pozostałam mu jednak dłużna i gapiłam się jak ciele w malowane wrota, tylko że na jego podkoszulek. Różowy. Co ja mówię? Pedalski, krwisty różowy! Obok różu to nawet nie leżało. Czar po ściągnięciu kurtki prysł.
-Fajny strój. –skomplementowałam sarkastycznie, ale on chyba wziął to na poważnie.
-Dzięki, różowy mi pasuje. Idealnie odzwierciedla moją wesołą naturę teletubisia. –"CHYBA JEDNOROŻCA!" pomyślałam gdy on uśmiechnął się do mnie promiennie i zaczął się rozpakowywać. Fajnie, że to jest oddział kobiet… podniosłam telefon do ucha:
-Policja? W moim pokoju jest zboczeniec…
-Czekaj, naprawdę mnie tu przydzielili! W męskim przedziale nie było miejsca dla takiego seksownego mnie.-zmieniłam zdanie, rozłączyłam się i wpisałam inny numer.
-Halo, zakład psychiatryczny? Proszę o interwencję…
KONIEC ROZDZIAŁU I
______________________________________________________
* <mina gangstera> Na mojej dzielni...(czytaj u mnie na wsi XD) jak ktoś pierdnie mówi "Piekarz" - nie przyjeżdżajcie tu lepiej :D
** wybaczcie, musiałam xD https://www.youtube.com/watch?v=-VqEIVlfqzI 
_____________________________________________________________________

I dziękuję, jeśli ktoś był na tyle odważny, żeby to przeczytać C:
~KAJU

niedziela, 22 marca 2015

OCEAN BÓLU

Krew. Morze krwi. Wszystko tonie w czerwieni. Metaliczna woń unosząca się w powietrzu sprawia, uczucie rozrywających się pod ciśnieniem żył. Jedynie ciepła, szkarłatna ciecz jest w stanie ugasić ogień, liżący moje gardło. 





Śmierć. Mam wrażenie, że od tak częstego z nią obcowania nie jesteśmy sobie nieznajomi. Od kiedy stała mi się tak bliska? Obojętna...





Westchnąłem patrząc na brudny, śmierdzący płyn ściekający po rękawie mojego płaszcza. To nie jest smak, którego szukam. To nie zapach, który pragnę poczuć. Splugawiony, upodlony, zepsuty. Cały ten odór przyprawia mnie o odruch wymiotny. Krew jest tak brudna. Niemal przybrała kolor hebanu. Nienawidzę tego...zawodu? Ile jeszcze czasu potrzebuję, aby znaleźć moje eden? Moje ukojenie? Azyl szczęścia. Zmęczyłem się szukaniem. Ciągłą, bezsensowną walką. Poddaję się. Staję w bezruchu na polu bitwy, który sam sobie stworzyłem. Kompletnie ignorując nadchodzącego przeciwnika. Niczym bezbronne dziecko, które nieruchomieje pod wpływem strachu. Spoglądam w niebo, patrzę jak upływa czas. Gwiazdy ustępują skrywającemu się za księżycem słońcu. Czerwona płachta rozpościera się po całym widnokręgu. Piękny kolor. W końcu na jej miejsce wskakuję złoty, rażący blask. Obserwowałem niebo z przymkniętymi powiekami. Ciepłe promienie przyjemnie lizały moją twarz, ogrzewając nieskończenie zimne lice. Przyjemny wietrzyk muskał skórę, wziąłem głęboki oddech, z przyjemnością stwierdzając, że niesie ze sobą zapach świerków i sosen. Zsunąłem kapelusz na oczy, gdy słońce na dobre rozjaśniło krainę. Ułożyłem się wygodnie, gotowy na śmierć. Powoli jąłem odczuwać zmęczenie i wciąż rosnące osłabienie. Słońce, tylko z twojej ręki mogę zginąć. Cieszę się, że ty będziesz moim oprawcą. Mimo dnia wszystko zajęło się czernią. Nic już nie wyczuwałem, nie słyszałem, a rozmazane obrazy wycofały się, pozostawiając po sobie nicość. Byłem ślepy, głuchy i niepodatny na żaden dotyk. niestety tylko namacalnie. Moja głowa była pełna myśli i wspomnień.

-Pamiętasz Alucardzie?

Nie. Nie chcę pamiętać, po to właśnie kończę historię, pisaną krwią. Wybrałem niebyt. Wygodną ścieżkę nieświadomości.
-Pamiętasz pierwszą ofiarę? Jej niefortunny koniec? Taki żałosny... Pamiętasz?
Tak. Nie potrafię zapomnieć uczucia ręki zanurzającej się w jej wnętrznościach. Krew spływająca z rany zadanej przeze mnie, kreśliła piękne, krzywe linie po jej brzuchu. Pierwszy koszt wiśniowej posoki. Niebiański smak amarantowej cieczy. Zatraciłem się w nim odrzuciwszy przy tym człowieczeństwo. Wbiłem łapczywie kły w gardziel. Krew z tętnicy wytrysnęła z ogromną siłą. Oderwałem się straciwszy zmysły, wyrywając jej przy tym pokaźny kawał szyi. Mięsa. Agonalne krzyki, wijące się ciało przerażonej osoby-nie poruszyły mnie zupełnie. Świetnie się bawiłem. Bez żadnych skrupułów dokończyłem mój "posiłek". Nie było dla mnie w tym nic nienaturalnego. Zupełnie normalna rzeczywistość. Żal długo nie przychodził, pozwalając zabijać kolejnych ludzi. Kiedy w końcu zapukał do mych drzwi było za późno. Nie otworzyłem mu. Stałem po drugiej stronie wrót, czekając aż odejdzie. Wrócił z powieloną siłą. Po tak długim czasie. Dlaczego przyszedłeś dopiero teraz? Odbierając mi resztki rozsądku. Nie chcę. Nie mam zamiaru więcej stać się niewolnikiem karminowego płynu. Nigdy.
-Czyżby?
Pozwól mi odejść.
-NIGDY.
---------------------------------------------------------------
Koniec, dziękuję. Mam nadzieję, że się wam spodoba. To, że Alucard ginie od słońca nie jest pewne i nie pamiętam, czy było to możliwe w anime/mandze, więc jest to mój twór. C:

~KAJU