niedziela, 22 marca 2015

OCEAN BÓLU

Krew. Morze krwi. Wszystko tonie w czerwieni. Metaliczna woń unosząca się w powietrzu sprawia, uczucie rozrywających się pod ciśnieniem żył. Jedynie ciepła, szkarłatna ciecz jest w stanie ugasić ogień, liżący moje gardło. 





Śmierć. Mam wrażenie, że od tak częstego z nią obcowania nie jesteśmy sobie nieznajomi. Od kiedy stała mi się tak bliska? Obojętna...





Westchnąłem patrząc na brudny, śmierdzący płyn ściekający po rękawie mojego płaszcza. To nie jest smak, którego szukam. To nie zapach, który pragnę poczuć. Splugawiony, upodlony, zepsuty. Cały ten odór przyprawia mnie o odruch wymiotny. Krew jest tak brudna. Niemal przybrała kolor hebanu. Nienawidzę tego...zawodu? Ile jeszcze czasu potrzebuję, aby znaleźć moje eden? Moje ukojenie? Azyl szczęścia. Zmęczyłem się szukaniem. Ciągłą, bezsensowną walką. Poddaję się. Staję w bezruchu na polu bitwy, który sam sobie stworzyłem. Kompletnie ignorując nadchodzącego przeciwnika. Niczym bezbronne dziecko, które nieruchomieje pod wpływem strachu. Spoglądam w niebo, patrzę jak upływa czas. Gwiazdy ustępują skrywającemu się za księżycem słońcu. Czerwona płachta rozpościera się po całym widnokręgu. Piękny kolor. W końcu na jej miejsce wskakuję złoty, rażący blask. Obserwowałem niebo z przymkniętymi powiekami. Ciepłe promienie przyjemnie lizały moją twarz, ogrzewając nieskończenie zimne lice. Przyjemny wietrzyk muskał skórę, wziąłem głęboki oddech, z przyjemnością stwierdzając, że niesie ze sobą zapach świerków i sosen. Zsunąłem kapelusz na oczy, gdy słońce na dobre rozjaśniło krainę. Ułożyłem się wygodnie, gotowy na śmierć. Powoli jąłem odczuwać zmęczenie i wciąż rosnące osłabienie. Słońce, tylko z twojej ręki mogę zginąć. Cieszę się, że ty będziesz moim oprawcą. Mimo dnia wszystko zajęło się czernią. Nic już nie wyczuwałem, nie słyszałem, a rozmazane obrazy wycofały się, pozostawiając po sobie nicość. Byłem ślepy, głuchy i niepodatny na żaden dotyk. niestety tylko namacalnie. Moja głowa była pełna myśli i wspomnień.

-Pamiętasz Alucardzie?

Nie. Nie chcę pamiętać, po to właśnie kończę historię, pisaną krwią. Wybrałem niebyt. Wygodną ścieżkę nieświadomości.
-Pamiętasz pierwszą ofiarę? Jej niefortunny koniec? Taki żałosny... Pamiętasz?
Tak. Nie potrafię zapomnieć uczucia ręki zanurzającej się w jej wnętrznościach. Krew spływająca z rany zadanej przeze mnie, kreśliła piękne, krzywe linie po jej brzuchu. Pierwszy koszt wiśniowej posoki. Niebiański smak amarantowej cieczy. Zatraciłem się w nim odrzuciwszy przy tym człowieczeństwo. Wbiłem łapczywie kły w gardziel. Krew z tętnicy wytrysnęła z ogromną siłą. Oderwałem się straciwszy zmysły, wyrywając jej przy tym pokaźny kawał szyi. Mięsa. Agonalne krzyki, wijące się ciało przerażonej osoby-nie poruszyły mnie zupełnie. Świetnie się bawiłem. Bez żadnych skrupułów dokończyłem mój "posiłek". Nie było dla mnie w tym nic nienaturalnego. Zupełnie normalna rzeczywistość. Żal długo nie przychodził, pozwalając zabijać kolejnych ludzi. Kiedy w końcu zapukał do mych drzwi było za późno. Nie otworzyłem mu. Stałem po drugiej stronie wrót, czekając aż odejdzie. Wrócił z powieloną siłą. Po tak długim czasie. Dlaczego przyszedłeś dopiero teraz? Odbierając mi resztki rozsądku. Nie chcę. Nie mam zamiaru więcej stać się niewolnikiem karminowego płynu. Nigdy.
-Czyżby?
Pozwól mi odejść.
-NIGDY.
---------------------------------------------------------------
Koniec, dziękuję. Mam nadzieję, że się wam spodoba. To, że Alucard ginie od słońca nie jest pewne i nie pamiętam, czy było to możliwe w anime/mandze, więc jest to mój twór. C:

~KAJU

1 komentarz:

  1. Kurwa za nic nie potrafię odnaleźć się w blogach...dzięki czemu macie cudownie podkreślony tekst -.-

    OdpowiedzUsuń