sobota, 28 marca 2015

Pandemonium w klinice "Fiasko" CZ.2

Rozdział II
   Dobra… jest źle. Nieznajomy facet w rażąco różowym(czytaj:pedalskim) podkoszulku odsłaniającym pół klaty rzuca się na mnie, próbując wyrwać mi z rąk telefon. Wait! Zapomniałam o dość istotnym fakcie-jest przystojny i ma jasne włosy. A więc to tak stracę dziewictwo? Mamusiu ja nie chcę tak umierać! Żegnaj księżycu,  żegnaj słońce. Nigdy cię nie lubiłam, bo przypalałeś moją mordę na czerwono bezduszny skurwielu!
  Broniłam się dzielnie wierzgając dziko rękami i nogami jakbym miała atak padaczki, albo chorowała na Parkinsona. Podziałało, ale powątpiewam, że powodem był jakikolwiek cios. Odsunął się raczej, bojąc o bliskie spotkanie z człowiekiem chorym na umyśle. Normalny się znalazł! Czekaj tylko niech tu przyjdzie Dr. Gej kochasiu! Jesteście chyba tej samej orientacji… co nie zmienia faktu, że są przystojni. Wróć! To homo. Gejom mówimy nie! Od kiedy stałam się tak mało tolerancyjna? A, odkąd wszystkie ciacha na dzielni nie zwracają uwagi na tak zniewalające kobitki jak ja, tylko na moich wymarzonych mężczyzn. Nie podoba mi się to. Bardziej od tego nie lubię chyba tylko niemieckiego. To zły język. *Sznela kurde! Wypad z mojej sali blondasie! Raus!
Jak na życzenie weszła piguła (czytaj: pielęgniarka), mój zbawiciel, tak przynajmniej myślałam dopóki się nie odezwała…
-Ty jesteś Karo, prawda? Marcin będzie tu przez dwa dni z tobą. Wybacz, ale w męskiej części  nie znalazłyśmy miejsca, żeby nawet dostawić łóżko.
  Łał! To jest coś. Zawsze podziwiałam, jak szpitale wciskają te wszystkie rzeczy, robiąc ogromny impas w pokoju i wmawiają, że dało by się jeszcze coś dostawić. Szpitale są jak damskie torebki… Szczerze jestem zdziwiona,  że nie udało im się tym razem. No to klops. Będę mieszkała z wyjątkowo dziwnym, wolącym chłopaków… Marcinem. No błagam, jak można tak zbezcześcić takie cudowne imię? Marcin to stuprocentowo heterowskie imię! Idź być pedo-Marcinem gdzie indziej! Chcąc nie chcąc przybrałam dobrą minę do złej gry i uśmiechnęłam się szeroko, chcąc wyglądać słodko. Nic a nic nie wyszło, miałam minę jak kot srający na puszczy. Trudno i ch… chata.
-No trudno, to nie problem! – łał wymyśliłam coś na poziomie! Sława, pieniądze i wielka kariera. No dalej, nie żałujcie pochwał. Kiedy kobieta wyszła na moje łóżko zwalił się, no dobra może to nie najlepsze słowo, położył się chłopak.
-Kurwa? –kulturalnie wraziłam swoje niezadowolenie. Dżizys krajst co za taboret…
-Oj no weź, przecież w tych budach wieje nudą na kilometr… nie musimy być sobie wrogami. Ze współpracy tylko plusy mogą wyniknąć, nie mam racji? – spojrzałam na niego, jak na kupę na dywanie, zrobioną przez psa patrzącego ze wzrokiem:” Mam dla ciebie prezent! Ukochaj mnie!”, ale blondyn dodał:
-Mam Uno! –więc siłą rzeczy pozwoliłam mu zalegać ze mną na łóżku. Graliśmy już jakiś czas, kiedy Marcinowi spadła karta pod szafkę. Schylił się, odsunął ją i wrzasnął:
-Matko bosko hiroszimsko! Pająk! – wskoczył z powrotem na mebel, robiąc mi małe trzęsienie ziemi, złapał mnie za ramiona i mocno nimi potrząsał.
-Kaaaaaaaaaaaaaaaarooooooooooooo! Tam jest pająk!
-Niebywałe…- sarknęłam.- Nie dało się nie słyszeć twojego krzyku.
-Zabij gooooo! Proszę, ja się go boję! – schował się pod kołdrę. Jakie zoo, no nie mogę… odkryłam lekko kołdrę.
-Wyłaź! Wyglądasz jak naleśnik.
-Ale wyjątkowo seksowny naleśnik! – poruszał śmiesznie brwiami. Co za idiota, nie powinno go tu być, chyba się spóźnił na wyprzedaż littlest pet shop i go tu przywiało…
-On się ciebie boi bardziej, niż ty jego!- jakie ze mnie mądrości życiowe płyną! Wszystko płynie, Patelnia rei! Czy jakoś tak. Czuję się jak jakiś arystokrata! Arystokrates, sory. Huehuehuehue.
-Ale on ma nóżki. Takie fuj! – chciałam zrobić efektownego face palma, czy pac w czółko jak kto woli, ale że jestem taką ofiarą, że wsadziłam sobie palec do oka. Nawet to mi nie wychodzi. Kupię dwumetrowy sznur, do celów własnych. A i jeszcze. Poleca ktoś jakiś fajny most w pobliżu Piekar? Pilnie!
-Karo? – spytał z nutką przejęcia w głosie. – Coś się stało? Płaczesz? Ty  też się boisz tych włochatych srajd? Pomyślałem, że…- no patrzcie! Legenda się sprawdziła, on jednak myśli!
-Wszystko ok. Idę go zabić – przybrałam zawziętą minę i ruszyłam powoli w stronę szafki. Usłyszałam za sobą, jakże budujący doping… O, ironio!
-KA-RO! KA.RO! Dasz radę! Zabij z zimną krwią! – ciężko mi było, bo ze złości aż kipiała, przez tego idiotę. Odsunęłam szafkę i wzięłam paskudę na ręce, po czy m wypuściłam przez okno. Kiedy wróciłam na miejsce Marcin najpierw rzucił mi się na szyję dziękując i wychwalając. Potem zaczął całować po dłoniach i nagle zamarł. Wyskoczył z łóżka, jakby pod jego tyłkiem wybuchł wulkan i zaczął wycierać dłońmi język i usta.
-Ten potwór był na tych dłoniach! Tych które całowałem. Boże, czemuż mnie tak ukarał? Zostałem spodlony! Już nigdy nie będę czysty! –biadolił tak dalej, jakby jago najlepszy przyjaciel zgwałcił go w krzakach. Rany co za koleś! Ja tylko przykryłam się kołderką (me gusta biczys!) i poszłam spać, kompletnie go olewając.

KONIEC ROZDZIAŁU II
______________________________________________

Ok, jest rozdział 2 end. Mam nadzieję, że wam się podobało
~kaju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz