Rozdział II
Dobra… jest źle. Nieznajomy facet w rażąco różowym(czytaj:pedalskim)
podkoszulku odsłaniającym pół klaty rzuca się na mnie, próbując wyrwać mi z rąk
telefon. Wait! Zapomniałam o dość istotnym fakcie-jest przystojny i ma jasne
włosy. A więc to tak stracę dziewictwo? Mamusiu ja nie chcę tak umierać! Żegnaj księżycu, żegnaj słońce.
Nigdy cię nie lubiłam, bo przypalałeś moją mordę na czerwono bezduszny skurwielu!
Broniłam się dzielnie wierzgając dziko rękami i nogami
jakbym miała atak padaczki, albo chorowała na Parkinsona. Podziałało, ale
powątpiewam, że powodem był jakikolwiek cios. Odsunął się raczej, bojąc o
bliskie spotkanie z człowiekiem chorym na umyśle. Normalny się znalazł! Czekaj
tylko niech tu przyjdzie Dr. Gej kochasiu! Jesteście chyba tej samej
orientacji… co nie zmienia faktu, że są przystojni. Wróć! To homo. Gejom mówimy
nie! Od kiedy stałam się tak mało tolerancyjna? A, odkąd wszystkie ciacha na
dzielni nie zwracają uwagi na tak zniewalające kobitki jak ja, tylko na moich wymarzonych mężczyzn. Nie podoba mi
się to. Bardziej od tego nie lubię chyba tylko niemieckiego. To zły język. *Sznela kurde! Wypad z mojej sali blondasie! Raus!
Jak na życzenie weszła piguła (czytaj: pielęgniarka), mój
zbawiciel, tak przynajmniej myślałam dopóki się nie odezwała…
-Ty jesteś Karo, prawda? Marcin będzie tu przez dwa dni z
tobą. Wybacz, ale w męskiej części nie
znalazłyśmy miejsca, żeby nawet dostawić łóżko.
Łał! To jest coś. Zawsze podziwiałam, jak szpitale wciskają
te wszystkie rzeczy, robiąc ogromny impas w pokoju i wmawiają, że dało by się
jeszcze coś dostawić. Szpitale są jak damskie torebki… Szczerze jestem
zdziwiona, że nie udało im się tym razem.
No to klops. Będę mieszkała z wyjątkowo dziwnym, wolącym chłopaków… Marcinem.
No błagam, jak można tak zbezcześcić takie cudowne imię? Marcin to
stuprocentowo heterowskie imię! Idź być pedo-Marcinem gdzie indziej! Chcąc nie chcąc przybrałam dobrą minę do złej
gry i uśmiechnęłam się szeroko, chcąc wyglądać słodko. Nic a nic nie wyszło,
miałam minę jak kot srający na puszczy. Trudno i ch… chata.
-No trudno, to nie problem! – łał wymyśliłam coś na
poziomie! Sława, pieniądze i wielka kariera. No dalej, nie żałujcie pochwał.
Kiedy kobieta wyszła na moje łóżko zwalił się, no dobra może to nie najlepsze
słowo, położył się chłopak.
-Kurwa? –kulturalnie wraziłam swoje niezadowolenie. Dżizys
krajst co za taboret…
-Oj no weź, przecież w tych budach wieje nudą na kilometr…
nie musimy być sobie wrogami. Ze współpracy tylko plusy mogą wyniknąć, nie mam
racji? – spojrzałam na niego, jak na kupę na dywanie, zrobioną przez psa patrzącego ze wzrokiem:” Mam dla ciebie prezent! Ukochaj mnie!”, ale blondyn
dodał:
-Mam Uno! –więc siłą rzeczy pozwoliłam mu zalegać ze mną na
łóżku. Graliśmy już jakiś czas, kiedy Marcinowi spadła karta pod szafkę.
Schylił się, odsunął ją i wrzasnął:
-Matko bosko hiroszimsko! Pająk! – wskoczył z powrotem na
mebel, robiąc mi małe trzęsienie ziemi, złapał mnie za ramiona i mocno nimi
potrząsał.
-Kaaaaaaaaaaaaaaaarooooooooooooo! Tam jest pająk!
-Niebywałe…- sarknęłam.- Nie dało się nie słyszeć twojego
krzyku.
-Zabij gooooo! Proszę, ja się go boję! – schował się pod
kołdrę. Jakie zoo, no nie mogę… odkryłam lekko kołdrę.
-Wyłaź! Wyglądasz jak naleśnik.
-Ale wyjątkowo seksowny naleśnik! – poruszał śmiesznie
brwiami. Co za idiota, nie powinno go tu być, chyba się spóźnił na wyprzedaż littlest pet shop i go tu przywiało…
-On się ciebie boi bardziej, niż ty jego!- jakie ze mnie
mądrości życiowe płyną! Wszystko płynie, Patelnia rei! Czy jakoś tak. Czuję się
jak jakiś arystokrata! Arystokrates, sory. Huehuehuehue.
-Ale on ma nóżki. Takie fuj! – chciałam zrobić efektownego
face palma, czy pac w czółko jak kto woli, ale że jestem taką ofiarą, że wsadziłam
sobie palec do oka. Nawet to mi nie wychodzi. Kupię dwumetrowy sznur, do celów
własnych. A i jeszcze. Poleca ktoś jakiś fajny most w pobliżu Piekar? Pilnie!
-Karo? – spytał z nutką przejęcia w głosie. – Coś się
stało? Płaczesz? Ty też się boisz tych
włochatych srajd? Pomyślałem, że…- no patrzcie! Legenda się sprawdziła, on
jednak myśli!
-Wszystko ok. Idę go zabić – przybrałam zawziętą minę i
ruszyłam powoli w stronę szafki. Usłyszałam za sobą, jakże budujący doping… O,
ironio!
-KA-RO! KA.RO! Dasz radę! Zabij z zimną krwią! –
ciężko mi było, bo ze złości aż kipiała, przez tego idiotę. Odsunęłam szafkę i
wzięłam paskudę na ręce, po czy m wypuściłam przez okno. Kiedy wróciłam na
miejsce Marcin najpierw rzucił mi się na szyję dziękując i wychwalając. Potem
zaczął całować po dłoniach i nagle zamarł. Wyskoczył z łóżka, jakby pod jego
tyłkiem wybuchł wulkan i zaczął wycierać dłońmi język i usta.
-Ten potwór był na tych dłoniach! Tych które całowałem.
Boże, czemuż mnie tak ukarał? Zostałem spodlony! Już nigdy nie będę czysty!
–biadolił tak dalej, jakby jago najlepszy przyjaciel zgwałcił go w krzakach.
Rany co za koleś! Ja tylko przykryłam się kołderką (me gusta biczys!) i poszłam
spać, kompletnie go olewając.
KONIEC ROZDZIAŁU II
______________________________________________
Ok, jest rozdział 2 end. Mam nadzieję, że wam się podobało
~kaju